W 2011 roku do grona gwiazd z własną linią perfum dołączyła niemiecka modelka - Heidi Clum. Skąd ją znamy? Dla mnie nie zawsze pozostanie mistrzowską twarzą lakieru do włosów Taft. Któż nie pamięta reklamy: "Londyn - porywisty wiatr, Nowy Jork - palące słońce, Berlin - deszcz, Taft - fryzura zawsze idealna. No, prawie zawsze."
Heidi Klum Shine to znowu wyróżniające się na plus pachnidło segmentu semi-selektywnego. Reprezentuje tę samą rodzinę co Halle by Halle Berry, ale jednak wypada ciut słabiej od rywalki. Po pierwsze, Shine posiada wyraźną metaliczną nutę. Próżno o jej kreację podejrzewać kadzidło, irysy, fiołki lub absolut różany. W tych perfumach to zjawisko wykreowane za pomocą chemii, choć nie drażni i nie przypomina laboratoryjnego fartucha.
Na metalicznej osnowie najpierw widać słodkie owoce cytrusowe. Nie tak dojrzałe i nie tak słoneczne jak w Halle, ale wciąż mające swój urok. Równolegle do tego przyjaznego akordu czuć czerwony pieprz. Ten z kolei kojarzyć się może z workiem pełnym płatków kwiatów, sokiem malinowym i szminką. Stanowi jednak tło dla owocowych aktorów. Czerwony pieprz nie ma za wiele wspólnego z czarnym. Pamiętajcie o tym!
Baza Heidi Klum Shine jest klasyczne nijaka. Trochę słodka, trochę kwiatowa, ale przede wszystkim kojarzy mi się z watą i wanilię. No i wciąż zachowuje lekko metaliczny charakter. Nie mogę się jej jakoś szczególnie przyczepić, ale o zachwyty też trudno. Suma summarum, Shine to naprawdę interesująca kompozycja z tej półki cenowej.
Nuty: mandarynka, gruszka, czerwony pieprz, mimoza, konwalia, nagietek, wanilia, bób tonka, piżmo
Fot. nr 2 z classicalhomepresentations.com
W Rossmannie stoją sobie. :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemny słodziak, ale dla mnie za nudny!!! Hally ma to coś co intryguje, tutaj niestety tego zabrakło! Lecz nie jest zle!
OdpowiedzUsuń